my site

Presja opresja vol. 1

Wielki smok, który na każdej łusce na napisane „musisz". To wizja Nietzschego, która świetnie oddaje to co dzieje się w życiu człowieka z naszego kręgu kulturowego, gdzie wynik i osiągnięcia mają kluczowe znaczenie. Wewnętrzny głos, który grzmi srogim „Musisz!” lub w najlepszym wypadku „Powinieneś!” nadaje kierunek życiu.

 

Myślę, że większość z nas zmaga się z jakimś rodzajem wewnętrznej presji. Jeśli cały świat wokół nas tańczy taki taniec, to trudno się wyłamać. Wpadamy więc w rytm zasuwania po to, żeby osiągnąć jak najlepszy wynik, czy to w szkole, czy w sporcie, oczywiście w pracy, a czasem nawet i w relacjach, czy na ścieżce rozwoju osobistego. I próbujemy tak cały czas, najlepiej bez przerw, a wystarczy spojrzeć za okno, by zobaczyć, że tak się nie da. Słońce się nie spina, żeby jak najlepiej nasłonecznić naszą planetę, a wiatr nie wyrabia targetów. My jednak próbujemy inaczej, co zazwyczaj kończy się problemami ze zdrowiem, bo organizm nie wytrzymuje ciągłej presji. Pojawiają się też problemy psychiczne, jak chociażby syndrom wypalenia zawodowego.

 

Co zatem można z tym fantem zrobić? Pierwsza rzecz to uświadomienie sobie, że wewnętrzna presja to też ja. Zazwyczaj zrzucamy winę na okoliczności: szef mi każe, żona mi każe, kredyt mam, takie czasy itd. I to oczywiście może być prawda, ale te zewnętrzne czynniki działają na nas wtedy, kiedy to w nas samych jest głos, który mówi „musisz”. Wewnętrzną presję odruchowo wręcz projektujemy na zewnątrz. Łatwiej jest taki nieprzyjemny aspekty psychiki widzieć w innych, niż w nas samych. Pierwszy krok to zatem zauważyć, że to moja psychika jest za tę presję odpowiedzialna.

 

To zaś pozwala nam pójść dalej i zająć się tym problemem na poziomie psychologicznym. Możemy zobaczyć i rozpoznać w nas tę wewnętrzną presję. Możemy zobaczyć jak na nią reagujemy i jakie mamy strategie. Zmuszanie się do wykonywania jak najlepiej różnych życiowych działań w ramach tej presji to tylko jedna z nich. Umęczony sługa wewnętrznego opresora nie wyczerpuje naszego bogatego repertuaru. Jest chociażby jeszcze coś, co nazwałbym: Piątunio :)

Jak już tylko można to przerzucamy się na drugą stronę i odreagowujemy ile wlezie. Hulaj dusza piekła nie ma, czyli najczęściej imprezy i używki. Może pamiętacie bajkę o Sindbadzie, i epizod jak wylądował na wyspie starca, który prosił by podwieźć go na barana. Nieszczęśnicy, którzy się na to zgodzili, byli przez niego zajeżdżani na śmierć. Sindbad sobie poradził, bo upił starca winem. To właśnie najczęściej odbywa się w weekend. Nasze imprezy to nie do końca zabawa, a raczej forma pozbycia się choć na chwilę męczącego dziada. 

Piątunio objawia się również leżeniem cały weekend do góry brzuchem, czy odsypianiem do południa. To oczywiście zdrowsze, ale zobaczmy, że to dalej element tej samej historii o presji działania. Jej częścią jest czasowe odcinanie się od tej presji, żeby system się nie przegrzał, po to by w poniedziałek znów do niej wrócić. Mamy też Bumelanta, który mówi: „- No dobra, jest presja, trzeba robić, ale zrobię to tak, żeby się nie narobić. Niby będzie zrobione, ale nie do końca, więc i tak zostanę moralnym zwycięzcą. Nie poddam się presji”. Oczywiście nie może zabraknąć jednostek walczących. Wtedy na przykład drze się koty z szefem, którego utożsamia się z wewnętrzną presją. Własna wewnętrzna walka przenosi się na zewnątrz. Inny wariant to bierny opór, kiedy to niby robię różne rzeczy w życiu, ale raczej tak żeby mi nie wyszło, bo tak mogę pokazać, że presja jest bez sensu, albo że jestem silniejszy, bo się presji nie poddaję. To wszystko o czym piszę będzie się odbywać na płaszczyźnie zewnętrznej i będzie tworzyć odpowiedni postawy wobec innych ludzi, ale jest też opisem wewnętrznego przeżycia, często nie uświadomionego.

 

C.D.N.